Dwa żywioły, trzy pasje!

Tym razem nie o mnie, ale o tych, dzięki którym robię, to co robię:

“Nic się nie dzieje przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność.”

Platon

“Usiadłem na fotelu obok Kasi Oleś. Rozmawialiśmy kilka kwadransów wymieniając się wrażeniami z rejsu, naszymi pasjami i zainteresowaniami.
Ja mówiłem o lataniu i żeglarstwie, Kasia, o żeglarstwie i……..nurkowaniu. Była już wtedy po nurkowaniu w Egipcie, więc w bardzo obrazowy i romantyczny sposób przedstawiła mi swoją wielką pasję. Nie musiała mnie długo namawiać.”
 [do nurkowania oczywiiście ;)- przyp. autora]

Tak w swojej pisanej opowieści wspomina o mnie – Waldi. Waldi, czyli Waldemar Woźniak- motolotniarz, żeglarz, nurek.

O Nim, jego pasji, żywiołach i ludziach, dzięki którym  może te pasje realizować przeczytacie poniżej.

Tak opisuje to On sam

DWA ŻYWIOŁY, TRZY PASJE!

1. W POWIETRZU!

Pierwszy lot na motolotni odbyłem w czerwcu 2002 roku. Całkiem przypadkowo dowiedziałem się o Waldku, który będąc niepełnosprawnym “połamańcem”, lata i organizuje szkolenia dla innych “połamańców”. Zadzwoniłem i za dwa tygodnie byłem już na szkoleniu w Aeroklubie Włocławskim. Instruktorem moim “z przydziału” został Zbyszek Zalewski, były instruktor wojskowych samolotów odrzutowych. Maaaruda nie z tej ziemi, ale jego specyficzna osobowość bardzo mi imponowała. Szkolił chętnie, nawet tych “nierokujących”. I wyszkolił! Wprawdzie na pierwszym obozie nie udało mi się wylecieć samodzielnie, ale w następnym już tak.
Wiele wody upłynęło, a ja nadal pamiętam każdy szczegół mojego pierwszego lotu. Po uruchomieniu silnika i podgrzaniu go, aby nabrał odpowiedniej temperatury, wykołowałem na pas startowy. Jeszcze ostatnie sprawdzenie przyrządów i pełny gaz. Wystrzeliła do przodu, jak z procy, trochę mnie zaskakując, ale przecież startuję sam, bez instruktora. Motolotnia była taka lekka w sterowaniu, szybko nabierała wysokości. Cały czas zastanawiałem się, czy poradzę sobie z lądowaniem, ponieważ jest to najtrudniejszy etap całego lotu. Poszło jak po maśle! Po wylądowaniu widząc wielką radość na mojej twarzy Zbyszek powiedział:, Po co ci nogi, przecież do latania nie są potrzebne! Wykonałem w tym dniu jeszcze kilka lotów samodzielnych, a każdy z nich dostarczał mi dużo radości. Każdy był inny, lepszy, poprawniejszy. To był początek mojej ogromnej pasji.
Minęło kilka lat, bardzo dla mnie owocnych. Zdobyłem w tym czasie wiele znaczących tytułów w tym sporcie. Brałem kilkakrotnie udział w Mistrzostwach Polski, Europy i Świata. Zawody te dawały i nadal dają mi wielką satysfakcję, radość i zadowolenie. Zdobywam doświadczenie i podwyższam kwalifikacje oraz kolejne uprawnienia. Bywam często na lotnisku, gdzie dużo latam, ciesząc oczy pięknymi widokami natury. Spotykam w powietrzu ptaki, zapachy, chmury. Bywa, że ścigasz jakiegoś ptaka, który zawsze Cię wymanewruje, jest zwinniejszy i nie da się podejść, ale chwilowo lecisz razem z nim. Chmury są piękne, gdy oglądasz je z góry, oświetlone słońcem. Wyglądają jak puszysta pustynia, morze mleka, a nad nim ja i nic więcej. Chowając sprzęt do hangaru wiesz, że następnego dnia, jeśli pogoda pozwoli, znów zjawisz się na lotnisku i przeżyjesz następna przygodę, która na pewno będzie inna od poprzedniej. To piękne przeżycia, więc przyszedł mi do głowy pomysł, aby pokazać to innym niepełnosprawnym osobom. We wrześniu 2007 roku, w moim macierzystym Aeroklubie Włocławskim zorganizowałem obóz szkoleniowy dla takich osób. Środki na ten cel pozyskaliśmy z PFRON-u Uczestniczyło w nim 10 osób niepełnosprawnych. Znów szkolił ich Zbyszek i Alek Dernbach. Prowadziliśmy zajęcia teoretyczne i praktyczne w locie. “Jedyna różnica w szkoleniu niepełnosprawnych jest taka, że gaz dodaje się ręką. Dla kursanta może być uciążliwe przesiadanie się z wózka do motolotni i wysiadanie z niej, ale myślę, że możliwość latania wynagradza niedogodności przed startem”, powiedział instruktor Alek Dernbach.
Wszyscy wylatali po 7 godzin. Niestety żaden z nowych adeptów nie lata jeszcze samodzielnie, ponieważ program szkolenia przewiduje 25 godzin w powietrzu. W tym roku idziemy za ciosem i organizujemy dalszy ciąg, aby kontynuować ten kurs. Wszyscy uczestnicy z poprzedniego roku zapowiedzieli swój udział i często dzwonią nie mogąc doczekać się terminu obozu, który przewidziany jest na 10-20 września. Mam nadzieję, że pogoda nas nie zawiedzie i uczestnicy nauczą się czegoś nowego, co pozwoli im na latanie już samodzielne.

2. NA WODZIE!

Urodziłem się w miejscu, gdzie letnicy przyjeżdżali na wakacje, na urlop, czy weekend. Pragnęli wypoczynku nad jeziorem, z dala od zgiełku miasta, dnia codziennego i odoru spalin. Ja miałem to, na co dzień i trochę mnie dziwiło, że widzą w tych wyjazdach coś szczególnego. “Moje” jezioro, a nawet dwa nauczyły mnie pływać, łowić ryby, czy w zimie jeździć na łyżwach. Chodziłem tam na pierwsze dyskoteki, pierwsze piwo, spacer z dziewczyną. Tam też zobaczyłem pierwsze żaglówki. Zafascynowały mnie ogromnie, białe ptaki sunące z wiatrem po falach. Zostawiały za sobą ślady spienionej wody. Po wielu latach miałem okazję zdobyć patent żeglarski. W Giżycku nad pięknym jeziorem Kisajno w ośrodku Almatur, gdzie organizowane są szkolenia dla osób niepełnosprawnych. Kurs trwał dwa tygodnie, które wypełnione były nauką z teorii żeglowania oraz praktyki na jachcie. Pływaliśmy po kilka godzin dziennie, z krótkimi przerwami na posiłek. Ta intensywność szkolenia przyniosła bardzo dobre rezultaty. Wszyscy zdaliśmy egzamin na stopień żeglarza jachtowego z wynikiem bardzo dobrym. Podczas mojego egzaminu wydarzył się incydent, który wpłynął na jego wynik. Otóż pewien żeglarz , jak się później okazało, pijany w sztok , wypadł z jachtu. Był na łódce sam, więcnikt nie mógł mu pomóc. Mój instruktor wydał mi polecenie, abym podpłynął do niego i udzielił mu pomocy. Ponieważ byłem trochę zdenerwowany całym zajściem, nie wszystko poszło mi dobrze i mój egzamin zakończył się wynikiem dobrym. Pijanego gościa odstawiliśmy do portu, zabezpieczyliśmy jego jacht, a nim samym zajęła się policja. Myślę, że miał w związku z tym jeszcze dużo kłopotów. Wracam bardzo często na Mazury, do tego ośrodka, w którym zdobywałem pierwsze szlify żeglarskie. Nadal się uczę tego rzemiosła biorąc udział w wielu regatach rangi Pucharu lub Mistrzostw Polski. W październiku 2007r. żeglowałem po morzu Egejskim w Grecji, gdzie odbywałem staż morski na podwyższenie kwalifikacji żeglarskich. Wraz z załogą zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc, kilka wysp: Eginę, Poros, Hydrę, a także Akropol. Wspaniałe wieczory z noclegiem na komfortowym jachcie Bawaria. Pamiętam, gdy cumowaliśmy w porcie do nabrzeża na wyspie Poros, właściciel pobliskiej tawerny powitał nas zimnymi napojami oraz “czymś mocniejszym”. Pływaliśmy w morzu, gdzie temperatura wody dużo przekraczała 20 stopni Celsjusza i to w październiku! Nie miałem wtedy pojęcia, że za kilka dni w drodze powrotnej zaciekawi mnie kolejny, wspaniały sport, ale o tym w następnym rozdziale.

3. POD WODĄ!

Wracaliśmy z Grecji rejsowym samolotem. Obsługa oczywiście odpowiedziała negatywnie na prośbę o pozwolenie odwiedzenia pilotów w kokpicie. Względy bezpieczeństwa, czy coś.
Usiadłem na fotelu obok Kasi Oleś. Rozmawialiśmy kilka kwadransów wymieniając się wrażeniami z rejsu, naszymi pasjami i zainteresowaniami.
Ja mówiłem o lataniu i żeglarstwie, Kasia, o żeglarstwie i……..nurkowaniu. Była już wtedy po nurkowaniu w Egipcie, więc w bardzo obrazowy i romantyczny sposób przedstawiła mi swoja wielka pasję. Nie musiała mnie długo namawiać. Wiedziałem już w samolocie, że gdy wrócę do domu będę szukał kontaktu z Nauticą i na pewno spróbuję również tego sportu. Pierwsze zajęcia basenowe zrobiły na mnie duże wrażenie, ale nie od razu się zakochałem. Pociągały mnie te zajęcia pod różnym względem. Poznawałem swoje nowe możliwości, uczyłem się wiele nowych rzeczy, poznawałem nowe wspaniałe osoby. Było coraz ciekawiej. Zaczynaliśmy od ABC i kontynuując schodziliśmy pod wodę. Pasjonujące zajęcia wciągały mnie coraz bardziej. Zacząłem liczyć dni do następnego basenu, wiedząc, że nauczę się czegoś nowego, ciekawego. Zakochałem się! W nurkowaniu na basenie, niesamowite!
W perspektywie jednak był wyjazd do Chorwacji na HVAR. Nie mogłem się doczekać, a dni mijały tak wolno. Cierpliwość została wreszcie wynagrodzona. Pewnego pięknego, czerwcowego dnia zobaczyłem lazurowe morze z pokładu promu. Byłem bardzo zmęczony podróżą w autokarze, ale nie mogłem odmówić sobie wyjścia na górny pokład. Było pięknie, wesoło, bo wreszcie dotarliśmy, spragnieni tej krystalicznie czystej wody. Jeszcze tego samego popołudnia zanurzyłem się, by cieszyć się pięknem i ciepłem tamtych akwenów.
Od tej chwili nurkowaliśmy codziennie. Najpierw na kąpielisku w pobliżu bazy wznawialiśmy umiejętności zdobyte na zajęciach basenowych. W następnych dniach wypływaliśmy już w inne rejony nurkowe. Zachwyceni głębinami zanurzaliśmy się i podziwialiśmy piękno podwodnego świata. Nie bez obaw jednak, bo było to dla nas coś nowego, tajemniczego, coś przed czym trzeba czuć respekt. Ja osobiście przeżyłem chwile zwątpienia, ponieważ w pierwszym nurkowaniu na głębokiej wodzie nie udało mi się zejść głębiej z powodu bólu zatok. W tym momencie jednak mogłem liczyć na pomoc bardzo doświadczonych kadrowiczów. To Oni doradzili mi, co zrobić, aby pozbyć się kłopotów. Jestem Im bardzo wdzięczny, bo następnego dnia problem zniknął, a po nurkowaniu na mojej twarzy pojawił się uśmiech radości. Dni mijały bardzo szybko, jak zwykle, gdy dzieje się coś ciekawego. Przed powrotem do domu, wszyscy zdaliśmy egzamin i staliśmy się nurkami OWD HSA.
Wracając wspomnieniami do tamtych dni uświadamiam sobie, ze przeżyłem bardzo pasjonującą przygodę, coś, czego nie każdy człowiek może doświadczyć, a tym bardziej niepełnosprawny. Czuję się bardziej dowartościowany oraz dumny i zadowolony z tego, co robię. Uprawianie tych wszystkich sportów daje mi wielką satysfakcję, doświadczenie, kontakt z wieloma wartościowymi ludźmi, od których uczę się dużo pozytywnych rzeczy. Próbuję zmieniać swoją osobowość, jestem bardziej wrażliwy na problemy innych ludzi, nie tylko niepełnosprawnych. Namawiam Was szczerze, ruszcie się z domu, poznawajcie świat, innych ludzi, odszukajcie piękno realizowania swoich pasji! Gwarantuję wszystkim, którzy spróbują, wielką radość i zadowolenie. Zwiedzicie wiele pięknych miejsc, których na pewno nie zobaczycie na ekranie telewizora. Nikt nie opowie tego, co możecie zobaczyć, poczuć, dotknąć, bo doświadczycie tego osobiście. Umieszczam tutaj wiele pięknych zdjęć, ale nie oddadzą one osobistego poznania. Pozdrawiam Wszystkich zainteresowanych.

Serdeczne podziękowania składam:
Kasi, za wspaniałą opowieść na pokładzie samolotu!
Całej naszej kadrze, która potrafiła zarazić mnie pasją nurkowania, a następnie wyszkolić, mimo wielu przeszkód i niedogodności. Jesteście dla mnie wzorem w postępowaniu z innymi ludźmi! Mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie spotkamy się na nurkowaniu w pięknych i pasjonujących miejscach. 
Pozdrawiam Wszystkich Serdecznie!

Waldek Woźniak

 

…i ja dołączam się do podziękowań dla tych, którzy pokazali mi TRZY PASJE!